To wyglądało tak, jakbyśmy nie chcieli grać w piłkę
Piłkarze Ruchu Chorzów w przerwie meczu w Kielcach przeszli poważną dyskusję mobilizacyjną. To poskutkowało, bo gdyby „Niebiescy” zagrali w drugiej połowie, tak jak w pierwszej, to z wielką dozą prawdopodobieństwa piątkowe spotkanie zakończyłoby się zwycięstwem złocisto-krwistych.
- W przerwie wzajemnie się nakręciliśmy, bo to co robiliśmy wcześniej, nie przystoi nam. Ostatnio szło nam nieźle, ale nie pokazaliśmy tego w Kielcach. Nie byliśmy w stanie wykonać nawet kilku podań z rzędu – przyznaje Martin Konczkowski, obrońca Ruchu. - Nie weszliśmy dobrze w ten mecz. Mieliśmy sporo strat i nie utrzymywaliśmy się przy piłce. „Nie dojechaliśmy” kompletnie. W drugiej połowie było już lepiej. Mieliśmy swoją okazję, ale nie udało się wygrać. Jak się nie da wygrać, to trzeba zremisować. Cieszymy się z tego, że zagraliśmy na „zero z tyłu”. Przyjechaliśmy tu wygrać, ale byliśmy świadomi, że to bardzo trudny teren.
Chorzowianie po meczu często powoływali się na okazje Filipa Starzyńskiego z drugiej części spotkania. Raz uderzył on obok kieleckiej bramki, a w drugim przypadku jego atak dalekim wyjściem zablokował Vytautas Cerniauskas. - Żałuję tej pierwszej sytuacji. Myślałem, że mam wszystko przygotowane do strzału, ale nie zrobiłem tego dobrze. Nie uderzyłem czysto piłki i przeleciała ona jakiś metr od bramki – tłumaczy zawodnik Ruchu. – Mimo to uważam, że wywalczyliśmy cenny punkt. Pierwsza połowa była słaba w naszym wykonaniu, to wyglądało tak, jakbyśmy nie chcieli grać w piłkę. W drugiej było zdecydowanie lepiej, mieliśmy sytuacje, a Korona nie stworzyła ich zbyt dużo. Przy odrobinie szczęścia mogliśmy się pokusić o zwycięstwo, ale trudno, trzeba ten punkt uszanować.
Wasze komentarze