Żółto-czerwoni mądrzy i przygotowani. Czy to wystarczy?
- Zagraliśmy bardzo mądrze – powiedział Paweł Golański opuszczając stadion w Poznaniu po meczu z Lechem. I te słowa najtrafniej oddają postawę kieleckiej Korony w spotkaniu w stolicy Wielkopolski. Zero strachu, przekonanie o własnej wartości, a także – za co wielkie słowa uznania – świetne podejście psychiczne nawet gdy nie wszystko układało się po myśli żółto-czerwonych. Owoce takiej postawy? Cały czas są zbierane. A przed decydującą częścią rundy zasadniczej jest ich już osiem.
Ryszard Tarasiewicz niejednokrotnie podkreślał, że jest zwolennikiem „żelaznej jedenastki”, a nie częstych rotacji w składzie. To zresztą widać w prawie każdym pojedynku kielczan. Mało zmian, a jeśli już, to często na kilka ostatnich minut, kiedy w zasadzie wszystko jest przesądzone. Nie inaczej było w Poznaniu, choć nie obyło się bez małego zaskoczenia.
Mimo wszystko niewiele osób spodziewało się, że Leandro wygryzie ze składu Kamila Sylwestrzaka. Owszem, Brazylijczyk spisuje się ostatnio znakomicie, ale przecież „Małpie” grającemu po lewej stronie defensywy też w zasadzie nie można nic zarzucić. A ponadto często dodaje on kielczanom sporo atutów w ofensywie, co potwierdził przed tygodniem golem z Górnikiem Łęczna. No i jest na szczycie klasyfikacji strzelców wśród obrońców T-Mobile Eksraklasy.
Koniec końców, do Leandro nie można mieć żadnych pretensji i walka pomiędzy tymi piłkarzami będzie się rozgrywała na treningach. A czasu na nią nie ma za dużo, bo kolejne spotkanie już w piątek.
Z możliwości rywalizacji skorzysta też na pewno Przemysław Trytko. Inaczej odbierałoby się postawę Rafaela Porcellisa w niedzielnym spotkaniu, gdyby wykorzystał rzut karny. Ale również inaczej sprawa by się miała, jeśli sędziowie uznaliby prawidłowego gola zdobytego przez Brazylijczyka na samym początku meczu przy Bułgarskiej. No i warto pamiętać o jednym – Rafael to często ściana, na którą jego koledzy zagrywają piłki i dzięki której mogą kreować sytuacje podbramkowe. A to spore bogactwo i nie jest powiedziane, że „Tryto” z tych obowiązków wywiązywałby się równie dobrze. Chociaż oczywiście Porcellisa trzeba skrytykować za sytuację, w której mógł zdobyć gola głową, ale posłał piłkę prosto w ręce golkipera „Kolejorza”.
Dobre słowa należy posłać oczywiście pod adresem Luisa Carlosa, który jak (prawie) zawsze spisał się znakomicie. Kilka niezłych interwencji zaliczył również Vytautas Cerniauskas. Nie sposób nie docenić jednak Aleksandrsa Fertovsa. Łotysz, zaraz po tym, jak zadomowił się w wyjściowym składzie „złocisto-krwistych”, stanowi bardzo ważny element kieleckiego zespołu. Jego przechwyty w środku pola i mądre rozprowadzanie gry to prawdziwy skarb Korony i nikt już nie pamięta o Kyryło Petrowie.
Równie dobrze co Fertovs spisuje się jego partner ze środka pola, Vlastimir Jovanović. Bośniak świetnie rozegrał akcję bramkową kielczan i można bardzo żałować, że z powodu nadmiaru żółtych kartek nie zagra w piątek z Ruchem Chorzów. Do składu wróci zapewne Lukas Klemenz, który na początku rundy wiosennej również spisywał się bez zarzutu. Wniosek? Gdzie jak gdzie, ale na lewej obronie i w środku pola jest w Koronie naprawdę dobrze. A przecież niedługo do gry powróci także Vanja Marković.
Kielczanie wyjechali z Poznania z uczuciem niedosytu. Oczywiście, Lech również mógł pokusić się o zwycięstwo, chociażby dzięki znakomitej okazji Sadajewa, ale to jednak goście sprawili w Poznaniu lepsze wrażenie, nawet jeśli niektóre sytuacje, takie jak niewykorzystany karny czy nieuznany gol, mogły ich podłamać. Dobre przygotowanie fizyczne, mądrość w ustawieniu i właściwa mentalność – to cechuje obecną Koronę.
Czy te zalety pozwolą jej wspiąć się do pierwszej ósemki tabeli, to okaże się już wkrótce. Piotr Malarczyk przyznał, że nie byłoby fajnie nie przegrać żadnego meczu na wiosnę i grać potem w grupie spadkowej. A żeby maj dla żółto-czerwonych był bardzo przyjemny, to ta passa musi wynieść nie osiem, a jedenaście meczów.
Dziewiątkę można wyśrubować już w piątek. Ruch gra o życie, tak jak każdy zespół będzie grał o życie w grupie spadkowej po podziale punktów. Różnice w „oczkach” będą tak niewielkie, że jeden mecz być może zadecyduje o awansie ze strefy spadkowej na szczyt drugiej ósemki. Trzeba tego uniknąć, a są ku temu wszelkie predyspozycje.
To nie wyświechtany slogan, a fakt: przed Koroną trzy batalie. Ich wygranie pozwoli uniknąć majowej wojny.
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
Po meczu GKS Bełchatów z Lechem Poznań w poprzedniej kolejce sędzia Borski zakończył mecz w chwili ,gdy piłkarz GKS szykował się do kopnięcia piłki w kierunku bramki Lecha.
Po tej decyzji ostro protestowali piłkarze GKS Bełchatów,bo gdyby sędzia pozwolił dokończyć Im akcję mogliby zdobyć gola wyrównującego.
W lidze plus extra P.Stępniewski stwierdził,że sędzia powinien odgwizdać koniec meczu po zakończeniu akcji GKS Bełchatów.
Wyjaśnił również,że tak samo jest interpretowana sprawa stałych fragmentów gry.
Jeśli prawo do wykonania stałego fragmentu gry powstała zanim upłynął czas regulaminowy i doliczony to mimo,że faktycznie jest przekroczony powinien być wykonany.
Czemu więc sędzia meczu KORONA-LECH pozbawił naszą drużynę szansy być może wygrania tego meczu.
Za co więc Paweł Golański został ukarany żółtą kartką?.
Może jakiś ekspert sędziowski wypowiedziałby się na ten temat;bo nie powinien to być element dowolności interpretacji sędziego.
Uściślając - kończenie meczu w 90:01 jeśli to tylko możliwe, nawet gdy zasądzono rzut rożny, wolny, aut na wysokości pol karnego czy podczas niebezpiecznej akcji podbramkowej
GKS - Lech
Lech - Korona....
Przypadek?
Sytuacja analogiczna przy wykonywaniu rzutu karnego.
Sędzia powinien zostać ukarany przez swoje władze.
Ciekawe, że kiedy akcja jest toczona pod bramką "faworyta" a wynik stykowy to sędzia nie patrzy na przebieg akcji tylko na zegarek. Jeśli rywale są równorzędni albo to faworyt jest przy piłce to gra jest kontynuowana we widzimisie sędziego.
Druga sprawa, Jova dostał kartkę choć nawet nie faulował, wyprzedził Kownackiego i odebrał mu piłkę, rękami szarpali sie obaj. Kędziora za sanki na Carlosie w polu karnym nie dostał nic, nie dostał też nic za zatrzymanie groźnej akcji Leandro po której Przybył skończył mecz. Gostomski za chamskie zachowanie i uderzenie w głowę Philipczuka również bez reakcji sędziego.