Korona wie, czego chce. Siódemka przeobrażona z nieszczęśliwej w szczęśliwą
Korona Kielce wygraną z Górnikiem Łęczna umocniła się w walce o pierwszą ósemkę ligowej tabeli. Nie przegrała już siódmego meczu z rzędu, a w poniedziałkowym pojedynku chyba pierwszy raz w tym sezonie była również faworytem. Faworytem, który nie zawiódł. „Wyrachowanie to może zbyt górnolotne słowo, ale ta cierpliwość i wiara dały nam zwycięstwo” – mówił trener Tarasiewicz. Te aspekty zaprocentowały już kolejny raz. A przecież w pierwszych siedmiu meczach sezonu było tak źle…
Żółto-czerwoni zanotowali niesamowity postęp. Łatwo było zestawić sytuację po meczu w Łęcznej i sytuację, w której znajdują się obecnie. Słaba postawa w wyjazdowym meczu z Górnikiem, idiotyczne zagranie ręką Ouattary, czerwona kartka Dejmka jeszcze w pierwszej połowie… Tego miało się dosyć i nie chciało się oglądać. A teraz? Zmiana o 180 stopni.
Oczywiście nie ma co popadać w hurraoptymizm. Przed przerwą, owszem, to żółto-czerwoni mieli inicjatywę, ale w żaden sposób nie potrafili skonkretyzować swoich akcji. Tu trzeba jednak przytoczyć kolejne słowa trenera Tarasiewicza, tym razem zdradził je Jacek Kiełb: „Trener powiedział nam w przerwie, żeby nie robić wszystkiego od razu. Nie dać tego w pierwszych pięciu minutach, bo mecz trwa dziewięćdziesiąt”.
I to jest klucz. Czego jak czego, ale wiary i cierpliwości żółto-czerwonym w obecnej rundzie nie brakuje nawet przez chwilę. Korona sprawia wrażenie drużyny, która wychodzi na boisko i wie, co chce osiągnąć. I nieważne, czy bramkę udać się zdobyć w drugiej czy osiemdziesiątej siódmej minucie. Bo, jak mówi „Ryba”, mecz trwa dziewięćdziesiąt i liczy się wynik po jego zakończeniu, a nie w jego trakcie.
Ciężko nawet polemizować z wynikiem starcia z Górnikiem, skoro nawet trener Jurij Szatałow uznał, że jest on całkowicie zasłużony. Po prostu – kielczanie byli lepsi od gości o dwie bramki i tym razem futbol okazał się jak najbardziej sprawiedliwy.
Bardzo dawno nie było już w Koronie mowy o problemie bogactwa. A taki teraz powstaje. Do gry po pauzie za kartki wraca Paweł Golański i ktoś będzie musiał usiąść na ławce. Malarczyk? Dejmek? Sylwestrzak? Leandro? Każdy z nich swoją postawą zasłużył sobie przecież na miejsce w podstawowej jedenastce. Padnie pewnie na Brazylijczyka, ale rezerwowy w takiej formie to skarb dla trenera Tarasiewicza.
Trytko czy Porcellis? Rafael nie daje żadnych argumentów do tego, żeby odebrać mu miejsce w pierwszym składzie. Mógłby jednak nieco popracować nad skutecznością. Fertovs czy Klemenz? Łotysz z meczu na mecz coraz bardziej stanowili o sile kielczan w środku pola, a przecież młody reprezentant Polski, zanim wylądował na ławce, również prezentował się bez zarzutu.
W tym względzie w Koronie tak dobrze nie było już bardzo dawno.
„Złocisto-krwiści” tracą tylko punkt do grupy mistrzowskiej. Można przypuszczać, że w pozostałych czterech meczach rundy zasadniczej mogą pozwolić sobie maksymalnie na jedną wpadkę, aby w maju grać w pierwszej ósemce. Ale zakładanie porażek jest bez sensu: trzeba wyjść na boisko i grać w piłkę.
A że teraz przed żółto-czerwonymi jest Lech na wyjeździe, a potem spotkania z Ruchem, Wisłą i Lechią? Wystarczy przypomnieć, z jakimi drużynami kielczanie ugrali jesienią dziesięć na dwanaście możliwych punktów…
Powtórka z rozrywki zapewni Koronie piękny maj. Bez względu na to, czy będzie słoneczny.
fot. Oskar Patek
Wasze komentarze